Zaznacz stronę

Z ks. Profesorem Jarosławem Moskałykiem rozmawiał Ireneusz Kondrów

JIK: akie były oczekiwania, cele biskupów prawosławnych metropolii kijowskiej przystępujących do unii brzeskiej?

Ks. J. M.: Z pewnością można powiedzieć, że jednym z istotnych motywów zawarcia unii brzeskiej była zmiana sytuacji wewnątrz ówczesnego Kościoła ruskiego. Kościoła pogrążonego w ogromnej stagnacji i chaosie. To była też próba znalezienia nowego impulsu dla duchowo-organizacyjnego odrodzenia wspólnoty chrześcijan kijowskich. Z dzisiejszego punktu widzenia ta przesłanka może wyglądać niezupełnie wiarygodnie, ale w tamtym momencie była ona jak najbardziej uzasadniona. Kiedy uświadomimy sobie, w jakim stanie znajdował się Kościół, jakiej uległ degradacji i jakie zagrożenia czekały go w przyszłości, wówczas łatwiej zrozumieć określone działanie.

IK: Ile trwały przygotowania postulatów unii brzeskiej i kto był ich głównym inicjatorem?

Ks. J. M.: Oficjalną deklarację o gotowości zawarcia unii z Rzymem podpisano podczas obrad synodalnych w Brześciu Litewskim w czerwcu 1590 roku. Odtąd przez kolejnych pięć lat prowadzono negocjacje w sprawie warunków przystąpienia Kościoła kijowskiego do jedności ze Stolicą Apostolską. Do grupy inicjującej proces zjednoczeniowy należeli w zasadzie tylko biskupi łucko-ostrogski Cyryl Terlecki i włodzimiersko-brzeski H. Pociej. W tym czasie gorliwym zwolennikiem idei unijnej był także Książę Konstantyn Ostrogski, jej późniejszy zdecydowany przeciwnik. Kolejne próby uzgodnienia kryteriów pojednania wewnątrz synodu biskupów metropolii kijowskiej, niestety, ale zaczęły wzbudzać coraz więcej kontrowersji i nieporozumień. Przy tym dość negatywną rolę co do porozumienia w dziele zjednoczeniowym odegrała tu chwiejna postawa metropolity M. Rahozy. Ostatecznie jednak w czerwcu 1595 roku na synodzie prowincjonalnym w Brześciu postanowiono wypracować artykuły, w liczbie 33, czyli zasady przystąpienia do unii, z których większość (30) winna wypełnić Stolica Apostolska, a realizację 3 z nich zapewnić król. Dokument zawierający treść 33 artykułów został podpisany przez biskupów: Rahozę, Pocieja, Terleckiego, Pełczyńskiego, archimandrytę Kobryńskiego, Jonę oraz potwierdzony pieczęciami 8 biskupów. 23 grudnia 1595 roku uroczystego aktu zjednoczenia dokonał papież Klemens VIII. Następnie 9 października 1596 roku odbyła się ratyfikacja unii podczas synodu zwołanego przez metropolitę M. Rahozę do Brześcia Litewskiego.

IK: Czy biskupi prawosławni metropolii kijowskiej, przystępując do unii brzeskiej, mieli świadomość zerwania komunii z patriarchatami prawosławnymi?

Ks. J. M.: Przede wszystkim nie ma podstaw, aby podejrzewać hierarchów kijowskich o to, iż nie wiedzieli, co czynią, dążąc do zjednoczenia z Rzymem. Trzeba także uściślić, jakich patriarchatów prawosławnych miałoby dotyczyć ewentualne zerwanie komunii? Ówcześni biskupi w rzeczywistości mieli poczucie bezpośredniego związku z patriarchatem konstantynopolitańskim. Tego przekonania nigdy nie utracili. Ich intencja zjednoczeniowa bynajmniej nie oznaczała zerwania dotychczasowych więzów z wschodnim dziedzictwem bizantyjskim, jak też w żadnym wypadku nie sugerowała odrzucenia wschodniej spuścizny tradycyjnej, eklezjalnej i duchowej, z której praktycznie czerpią wszystkie Kościoły ortodoksyjne. Jeśli gruntownie prześledzimy proces dojrzewania Kościoła kijowskiego do aktu zjednoczeniowego z Rzymem, zwłaszcza jego bardziej progresywnej części społeczeństwa, a następnie merytoryczną zawartość artykułów unijnych, to raczej nie powinniśmy mieć większych wątpliwości odnośnie zachowania bądź niezachowania przez ten Kościół komunii z patriarchatem konstantynopolitańskim. Tutaj bowiem nigdy nie chciano, nie dążono i nie podejmowano kroków mogących prowadzić do zaniechania żywych relacji z patriarchatem w Konstantynopolu oraz w ogóle z prawosławiem.

IK: To znaczy, że unia brzeska była próbą podwójnej komunii z Rzymem i Konstantynopolem?

Ks. J. M.: Takie wrażenie można odnieść choćby dlatego, że w głównym zamyśle odnowienia komunii z Rzymem nie zakładano wprost porzucenia historyczno-duchowej łączności z Konstantynopolem. Co więcej, o tym także możemy się przekonać na podstawie pounijnych akcji zjednoczeniowych prowadzonych w Kościele kijowskim. Najdobitniejszym tego przykładem są próby pojednania wewnętrznego inicjowane przez metropolitów Rutskiego i Mohyły. Obaj oni mieli przeświadczenie, że cały Kościół kijowski jest moralnie zobowiązany trwać i pielęgnować bogatą tradycję bizantyjską. To powinność stała, z której nigdy nie można rezygnować, co wcale nie musi przeszkadzać Kościołowi kijowskiemu w zachowaniu pełnej łączności i otwartości wobec Kościoła rzymskiego oraz powszechnego głowy Kościoła. Ci właśnie hierarchowie głosili, że jeśli Kościół kijowski ma tworzyć jedność, a naród ruski jedną i niepodzieloną wspólnotę społeczno-religijną, to najlepiej byłoby, żeby pozostał wierny Rzymowi i Konstantynopolowi, a przy tym cieszył się własną i niczym nieskrępowaną autonomią.

IK: Czy biskupi metropolii kijowskiej chcieli przyjąć dogmatykę rzymskokatolicką?

Ks. J. M.: Nie mogło być mowy o przyjęciu zachodniej katolickiej doktryny teologicznej. Takiego nastawienia w Kościele kijowskim nie było – zarówno przed przyjęciem unii, ani też później. Na pewno zaś przedstawiciele Kościoła zjednoczonego nie przejawiali skłonności ku doktrynalnemu utożsamieniu z eklezjologiczną ideą łacińską. To można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, by między innymi zaoponować pewnym skrajnym ocenom zjawiska unii ze strony jej przeciwników. Natomiast trzeba też obiektywnie stwierdzić, że w okresie jej wcielania i jeszcze długo potem bardzo często posługiwano się argumentacją teologiczną zaczerpniętą z Kościoła łacińskiego, aby bronić swoje stanowisko w sprawie zjednoczenia z Rzymem oraz odpierać ataki strony dyzunickiej i w końcu używać mocniejszej argumentacji merytorycznej. W tym działaniu poważnymi sprzymierzeńcami strony unickiej byli teologowie łacińscy, jak: P. Skarga, S. Orzechowski, M. Cichowski, B. Boym, T. Rutka, A. Hacki i inni.

IK: Jak rozumiano kwestię jedności sakramentów: chrztu, bierzmowania i eucharystii?

Ks. J. M.: Pod tym względem nie zaszły żadne zmiany. W Kościele wschodnim od zawsze istniała praktyka udzielania łącznie trzech sakramentów inicjacji chrześcijańskiej. Wydarzenie unijne nie wniosło tu jakichś korekt, tym bardziej, że przed podpisaniem aktu zjednoczeniowego strona kijowska dość jasno określiła zasady swej komunii z Rzymem. Wówczas nie dopuszczano odstąpienia od reguł czy norm dotychczasowej praktyki liturgicznej oraz sakramentalnej. W późniejszym okresie w katolickim Kościele kijowskim zaczęto coraz bardziej odchodzić od dawnych zwyczajów kultycznych na rzecz upodobnienia do rytualnej praktyki łacińskiej i to była swoista konsekwencja znacznego zbliżenia ku kulturowo-duchowej spuściźnie zachodniej. Ponadto wiele innych czynników wpływało na tę formę urzeczywistnienia wschodniego katolickiego Kościoła kijowskiego.

IK: Jakie zagadnienia teologiczne najbardziej dzielą prawosławnych i grekokatolików?

Ks. J. M.: Tutaj można by powiedzieć w ten sposób, że gdy chodzi o zagadnienia ściśle doktrynalne to wschodni Kościół katolicki tradycji kijowskiej podziela oraz pozostaje wierny nauce wypracowanej i obowiązującej w całym Kościele katolickim i dotyczącej wszystkich obszarów życia duchowego jego członków. Z kolei, gdy rzecz traktuje o rodzaju interpretacji zwłaszcza niektórych praktyk i sfer doświadczenia religijnego (jak choćby sprawowanie sakramentów inicjacji chrześcijańskiej czy nauki o rzeczach ostatecznych), to ogólnie zachowuje większą wrażliwość i tożsamość z teologicznym nurtem wschodnim, w tym ortodoksyjnym.

IK: Można się spotkać z opinią, że Kościół greckokatolicki jest określany jako hybryda łacińsko-bizantyjska? Jak ks. Profesor oceni przytoczoną wypowiedź?

Ks. J. M.: To jest pewne nadużycie, które pojawia się zawsze przy próbie marginalizacji znaczenia tego Kościoła jako wydarzenia historycznego. W związku z tym nawet nie warto domniemywać, kto się tego dopuszcza i z jakim zamiarem to czyni. Prawdą natomiast jest fakt, że cały wschodni Kościół katolicki tradycji bizantyjskiej i także kijowskiej przechowuje różne elementy tradycyjno-zwyczajowe, liturgiczne, kultyczne, organizacyjne, itd., które są charakterystyczne dla tradycji bizantyjskiej oraz mają związek z łacińskim wyrazem podmiotowo-eklezjalnym. Tym niemniej Kościół ten posiada własną strukturę organizacyjną i utrwaloną formę życia wewnętrznego, co stanowi o jego pełnej autonomii.

IK: Jak zrozumieć postulaty unii brzeskiej i choćby dzisiejszą presję Stolicy Apostolskiej w sprawie żonatego duchowieństwa w Polsce? Czy np. „słynny” list kardynała Sodano sprzed około 10 lat w sprawie usunięcia żonatych duchownych z Polski, nie był próbą zerwania traktatów unii brzeskiej?

Ks. J. M.: To jest problem innej natury i posiada on całkowicie inne podłoże doktrynalno-ideowe. W każdym bądź razie nie łączyłbym tego z postulatami unijnymi. Z kolei, moim zdaniem, zaistniałe napięcie w kwestii działania żonatego duchowieństwa greckokatolickiego w Polsce stanowi po trosze konsekwencję dziwnej bezradności strony greckokatolickiej. Ponieważ w odpowiednim czasie nie potrafiono należycie strzec swych praw i przywilejów wynikających z tradycji kościelnej i zwyczajowo-prawnej. Przy tym nie można także zapominać o okolicznościach związanych z dość ograniczoną możliwością działania Kościoła greckokatolickiego w Polsce w okresie powojennym, a dokładnie od 1947 do 1989 roku, które to niejako sprzyjały jego podporządkowaniu lub narzuceniu mu norm dyscyplinarnych obowiązujących w Kościele łacińskim.

IK: Obecnie dużo mówi się o podniesieniu większego arcybiskupstwa Kościoła greckokatolickiego do rangi patriarchatu. Jednak wydaje się, że dzisiejsze rozumienie patriarchatu w Kościele katolickim daleko odbiega od pojęcia patriarchatu w Kościele prawosławnym. Czy jest sens dążyć do godności honorowych, bo tak można określić dzisiejsze prawa patriarchatu u katolików w porównaniu z prawami – możliwościami patriarchatu – w kościołach prawosławnych?

Ks. J. M.: To nie jest tak, że ubieganie się w obecnej chwili przez Kościół greckokatolicki wyniesienia do godności patriarchalnej jest mało istotne, nieznaczące i właściwie można je potraktować jako zbędne. Jest to przecież Kościół, który liczy około pięć milionów wiernych na Ukrainie i około dwóch milionów poza jej granicami. A zatem nie można mówić, że dla nich, jak i ich hierarchów, jest rzeczą względną czy będzie on posiadał patriarchat czy ów nadal będzie pozostawał w sferze ich marzeń. Przede wszystkim perspektywę nadania przez Stolicę Apostolską najwyższego tytułu i związanych z nim przywilejów jednemu z wschodnich Kościołów katolickich trzeba postrzegać jako mający nastąpić ważny gest symboliczny. Jego nadanie byłoby prawdziwym wyrazem uznania dla najwyższego ustroju patriarchalnego katolickiego Kościoła tradycji wschodniej, wzmocnieniem poczucia identyczności tego Kościoła z własnym dziedzictwem historyczno-jurysdykcyjnym oraz swoistym spełnieniem obietnicy związanej jeszcze z unią o poszanowaniu i respektowaniu wszystkich dawnych praw i przywilejów przynależnych zjednoczonym chrześcijanom metropolii kijowskiej. Tutaj, wydaje mi się, że nie ma większego znaczenia, w jaki sposób dziś jest pojmowany patriarchat w sensie jego autorytetu przez pojedynczych urzędników kościelnych, liczy się bowiem nawiązanie do tradycji i podtrzymanie jej ciągłości.

IK: Księże Profesorze, czy nie jest tak, że prawosławna metropolia kijowska sprzed 1596 roku miała większe prawa jak dzisiejszy patriarchat w kościele katolickim?

Ks. J. M.: To zależy jak rozpatrujemy te sprawy. Patriarchat to pewna dyspozycja organizacyjno-prawno i moralno-eklezjalna, która przysługuje Kościołom tradycji wschodniej. Do nich też należy troska o właściwą partycypację w ustanowionym przywileju. Nieraz może się zdarzyć, że odziedziczony przywilej lub prawo staje się nie w pełni wykorzystane lub całkowicie zmarginalizowane. Tutaj nie da się porównać sytuacji prawosławnej metropolii kijowskiej sprzed 1595 roku, czy także całego Kościoła kijowskiego bezpośrednio po unii do czasów współczesnych i obecnego sposobu recepcji instytucji patriarchatu przez katolickie Kościoły wschodnie.

IK: Czy nie ma ks. Profesor wrażenia, że obecny ukraiński Kościół greckokatolicki zatracił częściowo idee unii brzeskiej?

Ks. J. M.: Nie mam takiego wrażenia. Choć pragnę zarazem podkreślić, że unię brzeską nie oceniam wyłącznie jako idealnie przygotowany program zjednoczeniowy. Miała ona też swe mniej jaskrawe strony. O tym, a niekiedy tylko o tym, mówią jej zagorzali przeciwnicy. Jeśli chodzi o odniesienie obecnych grekokatolików tradycji kijowskiej do postanowień unijnych i ich realizację to uważam, że pod tym względem trudno im zarzucić jakieś poważne zaniechania. Inna rzecz, że na przestrzeni kilku minionych stuleci dochodziło nieraz do mniej lub bardziej znaczących wypaczeń m. in. w obszarze życia liturgicznego, co było oczywiście sprzeczne z głównymi założeniami unijnymi. Aktualnie jednak w Kościele tym istnieje duża dążność do utrzymania ścisłego związku z własną spuścizną dziejową i wschodnią tożsamością duchową.

 

ks. Jarosław Michał Moskałyk (ur. 7 grudnia 1960) – kapłan greckokatolicki, teolog, pracownik naukowy Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 2002 pracuje jako profesor nadzwyczajny w Zakładzie Teologii Fundamentalnej i Ekumenicznej Wydziału Teologicznego UAM, prowadząc wykłady z teologii ekumenicznej i fundamentalnej. Od 2007 wykłada także na Wydziale Neofilologii UAM. Pomaga również w duszpasterstwie Parafii greckokatolickiej pw. Opieki Najświętszej Bogurodzicy w Poznaniu.

Podziel się: