Z prorektorem do spraw kontaktów zagranicznych Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu ks. dr Bogdanem Prachem rozmawia Ireneusz Bogusław Kondrów
I. K.: W tym roku [rozmowa z 2011 roku] świętujemy jubileusz 15 – lecia koronacji jarosławskiej ikony Bogurodzicy. Uroczystości odbyły się 18 sierpnia br., ale nie byłyby możliwe, gdyby nie zabiegi ks. Bogdana sprzed piętnastu lat dotyczące remontu świątyni oraz przeprowadzenie procesu koronacji. Może zacznijmy o tego, kiedy rozpoczęto pierwsze starania dotyczące koronacji?
B. P.: Oficjalnie starania zmierzające do koronacji rozpoczął w 1929 r. ówczesny proboszcz parafii w Jarosławiu ks. Kan. Kyprian Chotyniecki w 150 rocznicę otrzymania bulli papieskiej uznającą Ikonę za cudowną. Przez przemyskiego biskupa Jozafata Kocyłowskiego została powołana specjalna komisja, dokumentowano akty Łask i przejawy kultu. Wybuch II wojny światowej przerwał te starania. Ostatnie nabożeństwa w jarosławskiej cerkwi w obrządku wschodnim były sprawowane w 1945 roku przez ks. Stanisława Fedorowicza. W tym to roku cerkiew przejęła miejscowa parafia obrz. łacińskiego i do 1956 roku sporadycznie odbywały się w niej nabożeństwa. Po ostatecznym zamknięciu przez władze państwowe, cerkiew była nieużytkowana i stopniowo popadła w ruinę.
Kiedy odbyło się pierwsze nabożeństwo po 1948 roku?
W 1988 roku z okazji 1000 – lecia Chrztu Rusi – Ukrainy odbyło się pierwsze nabożeństwo pod drzwiami cerkwi. Od tamtej pory sporadycznie były odprawiane liturgie, ale częto przed świątynią, ze względu na jej fatalny stan techniczny, który groził zawaleniem. Dach był dosłownie szczątkowy, a na murach rosły spore drzewa.
W którym roku rozpoczęto remont cerkwi?
W 1988 r. remont rozpoczął śp. ks. bp Teodor Majkowicz.
A kiedy ksiądz trafił do Jarosławia?
W 1990 roku, gdy kończono remont dachu. Cerkiew wówczas nie miała okien i podłogi. Ściany wymagały natychmiastowego remontu, gdyż ich stan techniczny nadal groził zawaleniem.
Tak mocno zrujnowana cerkiew wymagała na pewno sporych funduszy, jak ksiądz je pozyskiwał?
Często wyjeżdżałem do Stanów Zjednoczonych, gdzie odnalazłem sporą społeczność byłych mieszkańców jarosławszczyzny, którzy wówczas byli zorganizowani w stowarzyszeniu „JAROKZA”. Spotkałem się wówczas z dwoma aktywnymi działaczami: Dr Piotrem Wyhinnym i Stepanem Kiktą, którzy pomagali mi zbierać pieniądze na remont. W przeciągu prawie trzech lat zebraliśmy około 60 000 dolarów na remont świątyni. Ówczesna wartość dolara pozwoliła wyremontować cerkiew, a nawet pozostały fundusze, które przekazałem za zgodą fundatorów na remont cerkwi w Chotyńcu.
Kiedy zakończył się remont?
W 1993 roku cerkiew była już odremontowana i poświęcona. Wówczas też wniesiono uroczyście cudowną ikonę do cerkwi. Było to możliwe dzięki życzliwości pracowników Muzeum w Jarosławiu między innymi pani dyrektor Joannie Kociuba, która do dzisiaj jeszcze tam pracuje. Pomocą również służył ówczesny Wojewódzki Konserwator Zabytków pan Paweł Kozioł. Dzięki ich pomocy odzyskaliśmy ikonę.
To znaczy, że ikona była ukryta?
Ikona znajdowała się w podziemiach jarosławskiego muzeum. Była bardzo zniszczona i wymagała natychmiastowej konserwacji. Chociaż częściowo była już odrestaurowana.
A jak wyglądały poszukiwania?
Głównym problemem było to, że tworzono różne legendy na temat miejsca przechowywania ikony. Jedni mówili, że ikona jest w muzeum łańcuckim. Inni twierdzili, że znajduje się w sanockich zbiorach muzealnych. W odnalezieniu ikony pomogła nam pani Starzewska – pracownik Muzeum w Jarosławiu, wówczas już w podeszłym wieku. Ona podpowiedziała nam, że ikona znajduje się w Jarosławiu. Następnie zwróciłem się w 1992 r. z prośbą do ministra kultury i sztuki o wyrażenie zgody na zdeponowanie ikony w cerkwi. Pozytywną odpowiedź otrzymałem 1993 roku.
Jakie kolejne działania podejmował ksiądz w sprawie koronacji?
Zacząłem szukać materiałów archiwalnych dotyczących przedsięwzięcia koronacji z lat trzydziestych XX w. Wyjechałem do Rzymu, gdzie w archiwach kongregacji do spraw wiary odnalazłem materiały o cudownej ikonie z Jarosławia. Odnalazłem wówczas kopie ośmiu papieskich dekretów nadających sanktuarium jarosławskiemu przywileje. Po powrocie do Polski wiedziałem już, że oryginały tych papieskich dekretów znajdują się w archiwum przemyskim. W 1995 roku zakończyłem poszukiwania i udałem się do kongregacji do spraw kościołów wschodnich. Sekretarzem owej kongregacji był ks. abp Marusyn, który nota bene udzielił mi święceń kapłańskich. Ów arcybiskup podpowiedział mi, jak mam przeprowadzić cały proces koronacyjny. Dzięki pomocy i wsparciu śp. ks. abp Marusyna dalsze sprawy związane z koronacją potoczyły się bardzo szybko. Wówczas dowiedziałem się, że do zakończenia procesu jest potrzebna publikacja. Zaraz po powrocie z Rzymu razem z żoną Ewą wzięliśmy się do pracy nad książką o jarosławskiej Ikonie, którą wydaliśmy w 1996 r. W proces koronacyjny na pewnym etapie zaangażował się ks. abp Jan Martyniak.
Czyli to ksiądz rozpoczął starania zmierzające do koronacji ikony?
Tak. Inne osoby nie były tym przedsięwzięciem zainteresowane. Spotykałem się nawet z głosami przeciwnymi tzn. że to nie jest nasza wschodnia tradycja.
A jak reagowali wierni Kościoła greckokatolickiego na propozycję koronacji ikony?
Bardzo pozytywnie. Przeprowadzenie procesu koronacji było kosztowne, ale wierni pośpieszyli z pomocą. Szczególnie, gdy zbieraliśmy złoto na korony, które wykonała pracownia jubilerska z Krakowa w dwóch egzemplarzach.
Złoto na korony przekazywali wierni z całego świata?
Nie. Tylko grekokatolicy z Polski. Ale złota i srebra było tak dużo, że wystarczyło na wykonanie koron oraz zakupienie kamieni szlachetnych (diamentów) do ozdobienia koron. Złoto wystarczyło nawet na pokrycie innych kosztów związanych z koronacją, a także wykonanie nowych wot, które zaginęły po wojnie. Część wot z czasem odzyskaliśmy od muzeum i umieściliśmy przy ikonie.
Kiedy formalnie Watykan zakończył proces?
Korony zostały poświęcone w Rzymie przez błogosławionego Jana Pawła II podczas uroczystości związanych 400 – leciem Unii Brzeskiej. Było to prawdopodobnie w czerwcu 1996 roku. Korony do Rzymu dostarczył wówczas ks. abp Jan Martyniak. Po tym wydarzeniu mogliśmy przystąpić do przygotowania uroczystości w Jarosławiu.
W jakiej atmosferze przebiegały przygotowania do uroczystości koronacyjnej?
Sama idea była bardzo pozytywna i podnosząca na duchu. Ale napotkaliśmy też na wiele przeszkód, które trzeba było pokonać. Było to związane z tym, że nasz Kościół greckokatolicki nie był jeszcze pozytywnie odbierany jak dziś. Wciąż odczuwalny był duch niechęci do grekokatolików i Ukraińców w związku ze smutnymi wydarzeniami z okresu II wojny światowej. W 1994/95 roku spotykałem się nawet z szykanami wobec mojej osoby i samego UKGK. Zdarzały się incydenty niszczenia elewacji cerkwi poprzez wulgarne napisy. W tym miejscu chciałbym podziękować władzom Jarosławia, które reagowały natychmiast, przysyłając ekipy remontowe. To trzeba wyraźnie powiedzieć – władze miasta Jarosławia były już wówczas bardzo pozytywnie nastawione do UKGK.
A kto był najbardziej niechętny?
Ze smutkiem muszę to powiedzieć, ale to byli niektórzy księża rzymskokatoliccy. Utrudniali życie na różnych płaszczyznach. Począwszy od bojkotowania informacyjnego, gdy prosiłem, aby informować wiernych o modlitwach w cerkwi. Wyjątek stanowił ks. Andrzej Surowiec, który zresztą był obecny na dzisiejszym jubileuszu w Jarosławiu (18.08.2011 r. – I.K.). Przychylne UKGK były też klasztory dominikański i franciszkański, które wspierały mnie między innymi w odczytywaniu starych tekstów łacińskich, ale także pozytywnie odpowiadały na wszelkie me prośby. Poza nim żadna parafia rzymskokatolicka nie tyle, że nie chciała pomóc, ale wręcz utrudniała nasze działania związane z procesem koronacji. Taka była wówczas atmosfera- to trochę bolało. Bo Bóg jest jeden, Kościół jest jeden i jedna jest też Bogurodzica. Dlatego chciałem świętować ze wszystkimi mieszkańcami Jarosławia. Władze świeckie i służby mundurowe (np. policja) dostrzegały niechęć osób duchownych. Ciekawe i godne pochwały jest to, że osoby świeckie widząc negatywne nastawienie duchownych, niejako im na przekór przychodziły z pomocą. Po prostu wiedziały, że zachowanie duchownych było niechrześcijańskie. Pracownicy miejscy przychodzili nieodpłatnie pracować przy przygotowaniach do koronacji. Ci ludzie dodawali mi siły i otuchy do dalszego działania.
Ilu pielgrzymów przybyło na koronację?
Dzięki przychylności i otwartości dyrektorów jarosławskich szkół i internatów mogliśmy przygotować prawie 8 000 bezpłatnych miejsc noclegowych. Materace do spania sprowadzaliśmy między innymi z Krakowa i Katowic. Pielgrzymi mieli zapewniony bezpłatny nocleg i wyżywienie. Wówczas przyjechało do Jarosławia 15 000 pielgrzymów z całego świata: Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Ukrainy i Kanady itp.
Tak liczba pielgrzymów też wiązała się z odpowiednim przygotowaniem logistycznym i finansowym. Ile trwały przygotowania?
Samo przygotowanie koronacji zajęło mi praktycznie rok. Nasi wierni w przeciągu zaledwie dwóch miesięcy wpłacili kwotę około 25 000 zł, ale tamte pieniądze miały zupełnie inną wartość w porównaniu do dzisiejszych. Można powiedzieć, że koszty związane z uroczystościami zostały w większości pokryte przez naszych wiernych. Dodatkowo wsparcie finansowe otrzymalismy też od naszej Kurii z Przemyśla. Pieniądze płynęły z całej Polski. Ale potrzeby też były nie małe np. wykonie ołtarza przy ratuszu dla 50 biskupów, dwóch chórów. Dzięki Bogu i hojności ludzi wszystko udało się pomyślnie zrealizować.
Ile trwały całe uroczystości?
Kilka dni. Koronacja była połączona z konferencjami naukowymi, koncertami, spotkaniami różnych organizacji.
Myślę, że w powojennej historii Kościoła greckokatolickiego w Polsce do dnia dzisiejszego nie było tak masowej uroczystości religijnej i prawdopodobnie nie będzie. Nawet w przypadku obchodów 1000 – lecia Chrztu Rusi Ukrainy w Częstochowie, nasz Kościół nie przygotował takiego zaplecza jak ksiądz w Jarosławiu.
Całkiem prawdopodobne. Według obliczeń Urzędu Miasta Jarosław w 1996 roku minimalnie było 15 tys. pielgrzymów, tzn. że mogło być ich więcej!
Z tego co wiem, to tylko władze świeckie doceniły księdza działalność na rzecz jarosławskiej cerkwi?
Tak. Otrzymałem dwie nagrody od władz świeckich. Nie tyle za koronację, co za rewitalizację obiektu sakralnego. Pierwszą nagrodę otrzymałem od ministra kultury i sztuki za odrestaurowanie kilku obiektów sakralnych, a drugą od rady miasta Jarosławia. Miasto raz w roku przyznaje takie nagrody dwóm osobom za wkład w promocję miasta. Szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie jak się ona nazywała, ale pamiętam, że była wręczana bardzo uroczyście w obecności wielu mieszkańców.
Dziś jest ksiądz na Ukrainie. Jak długo po uroczystościach przebywał ksiądz jeszcze w Jarosławiu i Polsce?
Praktycznie do roku opuściłem Jarosław. 6 lipca 1997 roku tuż przed świętem patronalnym Katedry Przemyskiej, otrzymałem dekret zwalniający mnie z obowiązków proboszcza parafii greckokatolickiej w Jarosławiu. Wszystko odbyło się na moją prośbę. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, że pojadę na Ukrainę. Planowałem roczny urlop po ciężkiej pracy, ale ten odpoczynek trwał zaledwie półtora miesiąca. Bo już w sierpniu 1997 r. zostałem przyjęty na stanowisko wicerektora Akademii Teologicznej i wykładowcę historii Kościoła.
Może ksiądz jeszcze uzupełni swoją biografię dotyczącą obecnego zajęcia księdza.
Obecnie jestem też jednym z trzech koordynatorów zajmujących się budową miasteczka uniwersyteckiego Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie. Pierwszy etap prac to wybudowanie obiektów o powierzchni 20 000 m2, planujemy zakończyć go we wrześniu 2011 roku.
Chcę jeszcze powrócić do sprawy Jarosławia. Pozostawił tam ksiądz cząstkę siebie, trochę trudno mi uwierzyć, że tak bez przyczyny ksiądz opuścił Jarosław. Na pewno miał ksiądz pewne plany dotyczące przyszłości sanktuarium. Wydaje mi się, że przeprowadzone przez księdza 15 lat temu przedsięwzięcie tj. koronacja ikony i masowa uroczystość religijna, zostały poniekąd zmarnowane, bo sanktuarium dziś jest prawie martwe. Tłumy można dostrzec tylko raz w roku podczas parafialnego odpustu może kilkaset – kilkadziesiąt – osób, chyba nie o to chodziło? Uroczystość z przed 15 lat to była potężna eksplozja greckokatolickiego entuzjazmu i wiary, która została świadomie czy też nie stłamszona. Smutne jest to, że utraciliśmy tą wielką szansę bezpowrotnie. To są moje subiektywne odczucia, ale jak ksiądz ocenia przywołane słowa?
Na pewno potrzeba dalszego rozwoju sanktuarium w owym czasie była przeogromna. Na tym tle miały miejsce pewne tarcia pomiędzy mną a kurią, a dotyczące wizji sanktuarium i jego przyszłości. Chciałem jak najszybciej rozwijać sanktuarium i kult Maryjny, to wiązało się z potrzebą wsparcia duchowego, ale i finansowego.
Ale może ksiądz przytoczy jakieś konkrety i bliższe palny.
Zależało mi na rozbudowie zaplecza dla pielgrzymów. W tym celu ogromnym wysiłkiem odzyskałem budynek parafialny znajdujący się obecnie za cerkwią. Budynek był wówczas własnością „Społem”, gdzie był ulokowany ich ośrodek szkoleniowy. Problem przy odzyskaniu przejawiał się w tym, że spółka była częściowo prywatna i budynku nie można było bezpłatnie odzyskać. Ale udało mi się go odkupić. Dzięki funduszom amerykańskim budynek został czyściwo wyremontowany i rozpoczęła się aktywna działalność. Odbywały się rekolekcje i zjazdy osób duchownych i świeckich. Praktycznie raz w miesiącu lub raz na dwa tygodnie przyjeżdżała jakaś grupa pielgrzymów.
Skąd przyjeżdżali pielgrzymi?
Najwięcej z Polski. Ale byli też pielgrzymi z Niemiec, Szwecji, Holandii i z różnych innych państw. Budynek pracował praktycznie od 1993 roku.
Pod względem wyznania, sanktuarium odwiedzali tylko grekokatolicy, czy też inni chrześcijanie?
Różnie. Bywało tak, że przez pół roku było tylko dwie pielgrzymki nasze, a – sześć grup – zdecydowana większości to pielgrzymi rzymskokatoliccy z różnych krajów. Pielgrzymi z Zachodu motywowali mnie do podwyższenia standardów, co wiązało się z potrzebą dalszej modernizacji. Prosiłem o pomoc nie tylko Kurię, ale także braci w kapłaństwie, jednak napotykałem generalnie na brak zrozumienia. Pojawił się pomysł wynajęcia budynku dla banku, ale ja się temu stanowczo sprzeciwiałem. Uważałem, że jest to miejsce święte wyłącznie dla pielgrzymów. Po moim odejściu zaledwie po trzech dniach podpisano umowę z KRUSem. W ten sposób sanktuarium utraciło w pewien sposób swoją naturalną sakralność do dnia dzisiejszego.
W konsekwencji przywołanych rozbieżnych wizji jarosławskiego sanktuarium Kościół greckokatolicki w Polsce stracił prężnego duchownego, ale zyskała Ukraina i UKGK. Możliwe, że tam ma ksiądz większe możliwości do samorealizacji.
Prawda jest taka, że szkoda czasu na kłótnie i polemiki. Mam tylko jedno życie, które chcę wykorzystać w służbie naszemu Kościołowi. Jestem szczęśliwy, że jestem na Ukrainie. Tam mogę spokojnie pracować, w miarę swoich możliwości i potencjału. Co do możliwości to są one wszędzie zarówno w Polsce jak i na Ukrainie.
Ale nostalgia pozostała?
Tak. Mimo wszystko, moje serce jest tutaj (wzruszenie łzy w oczach – I.K.). Podczas dzisiejszej Boskiej Liturgii w jarosławskiej cerkwi, gdy zobaczyłem znajomych księży i ludzi, pojawiła się nostalgia i myśl, że już tu zostanę… Na Ukrainie jestem szczęśliwy, ale tu jest mój dom, tu są moje korzenie…
Dziękuje za rozmowę
– Ireneusz Kondrów
Polańczyk, 18.08.2011 roku
Ks. dr Bogdan Prach organizator uroczystości związanych z koronacją jarosławskiej ikony Przenajświętszej Bogurodzicy „Brama Miłosierdzia” w 1996 roku. W 1997 r., jako wykładowca w Akademii Teologicznej i Seminarium Duchownym wyjechał na Ukrainę, do Lwowa. W następnym roku przejął kierownictwo Seminarium, pozyskał dla UKGK nieruchomość o powierzchni 17 ha, a następnie rozpoczął i koordynował budowę greckokatolickiego seminarium duchownego. W przeciągu zaledwie trzech lat powstało nowoczesne seminarium duchowne i okazały budynek Wydziału teologicznego Katolickiego Uniwersytetu o łącznej powierzchni 18 000 m2. Był głównym koordynatorem pielgrzymki błogosławionego Jana Pawła II na Ukrainę w 2001 r.. Obecnie prorektor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie do spraw kontaktów zagranicznych i współodpowiedzialny za budowę nowego Uniwersyteckiego miasteczka we Lwowie. Od 1 września ks. Bogdan podejmuje się kolejnego zadania polegającego na rewitalizacji świątyni Mądrości Bożej wzniesionej w Rzymie z inicjatywy patriarchy Josyfa (Slipyja). Następnie zajmie się rozbudową zaplecza hotelowego dla pielgrzymów i studentów, a także pomieszczeń patriarszych. W dziedzinie naukowej przygotował do druku dwa tomy publikacji dotyczących losu księży greckokatolickich dawnej diecezji przemyskiej, pracuje nad kolejnymi biografiami księży tym razem z diecezji lwowskiej i stanisławowskiej.
Najnowsze komentarze