Autor: prof. dr hab. Michał Łesiów
Tuż po drugiej wojnie światowej zaistniały fakty, które zmieniły w znacznym stopniu stosunek ilościowy mieszkających obok siebie ludności o poczuciu narodowościowym polskim i ukraińskim. Były to takie działania odgórnie kierowane, które określamy takimi terminami, jak repatriacje, przesiedlenia i wysiedlenia, a dotykały one w równej mierze tak Polaków, jak i Ukraińców.
Ruchy deportacyjne na ziemiach Środkowo-Wschodniej Europy rozpoczęły się już od początku Drugiej wojny światowej w roku 1939.
Deportacja to sposób na pacyfikację i dezintegrację dużych grup społecznych, etnicznych i narodów oraz na wykorzystanie taniej lub całkiem nieopłacanej siły roboczej. Deportacje stosowane były głównie i prawie wyłącznie przez państwa totalitarne i okupacyjne.
Deportacje w czasach najnowszych miały miejsce na ziemiach państwa polskiego, wcielonych w roku 1939 do III Rzeszy. Niemcy deportowali wtedy inteligencję polską, zamożnych rolników, członków organizacji uznanych za niebezpieczne dla państwa oraz Żydów do stworzonej wówczas przez okupantów niemieckich Generalnej Guberni. Takiej deportacji uległo według obliczeń historyków do roku 1944 około pół miliona osób.
Największą grupę deportowanych przez niemieckie władze okupacyjne z terenu ziem Drugiej Rzeczypospolitej Polskiej stanowili Polacy, Ukraińcy oraz obywatele polscy innych narodowości, wywożeni do pracy przymusowej w Trzeciej Rzeszy, liczba ich wynosiła około dwa i pół miliona osób. Podczas Powstania Warszawskiego i po jego kapitulacji wysiedlono z Warszawy ok. pół miliona mieszkańców, w tym duża część umieszczona została w obozach koncentracyjnych i w obozach pracy przymusowej. Po zakończeniu wojny część deportowanych, która przeżyła, mogła wrócić do przedwojennego miejsca zamieszkania.
Na obszarze ziem Drugiej Rzeczypospolitej, okupowanych przez Sowietów w latach 1939–1941 do łagrów wywieziono aresztowanych m.in. działaczy politycznych, funkcjonariuszy państwa polskiego i innych, wśród których byli nie tylko Polacy, ale też i Ukraińcy oraz obywatele Drugiej Rzeczypospolitej innych narodowości. Byli oni skazani na przymusowe osiedlenie się w głębi Rosji tak w jej części europejskiej, jak i w azjatyckiej (Syberia), a liczba takich deportacji sięgała ponad milion osób. Z tych deportowanych w roku 1942 w ramach ewakuacji Armii Polskiej z terenu Związku Sowieckiego wyjechało ponad 100 tysięcy osób. Część z nich brała następnie udział w walkach z Niemcami faszystowskimi m.in. na terenie Włoch, pod Monte Cassino i gdzie indziej. Jest rzeczą ogólnie wiadomą, że na cmentarzu poległych w czasie słynnej bitwy na Monte Cassino są pochowani obok Polaków również Ukraińcy obrządku prawosławnego i greckokatolickiego, na co wskazują i nazwiska i szczególne krzyże trójramienne na ich mogiłach.
Po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski w latach 1944–1945 z jej obszaru w granicach przedwojennych znów miały miejsce deportacje do Rosji i innych republik sowieckich w liczbie ok. 200 tysięcy osób, w tym członków nie tylko polskich organizacji podziemnych przeciwnych obecności Sowietów na terenie Polski, ale też ukraińskich organizacji podziemnych. Jednakowy los spotykał organizacje uznane za przeciwne władzy sowieckiej niezależnie od ich składu narodowościowego.
Nawet z Górnego Śląska i Mazur NKWD wywiozło w roku 1945 w głąb Związku Sowieckiego kilkadziesiąt tysięcy osób, głównie do pracy przymusowej.
Ale były też takie przesiedlenia, które określano mianem repatriacji, co dotyczyło również i przede wszystkim Polaków mieszkających na terenie b. województw wschodnich przyłączonych do ZSRR oraz Ukraińców, którzy zostali na terenie pojałtańskiej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Po zakończeniu Drugiej Wojny światowej na tereni Europy Środkowo-Wschodniej miały miejsce deportacje, repatriacje, wysiedlenia i przesiedlenia ludności, oparte głównie na kryterium przynależności narodowościowej, a niekiedy i konfesyjnej. Dotyczyło to różnych narodowości.
Tuż po wojnie ok. 4 milionów ludności niemieckiej z terenów przyłączonych do Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, nazywanych Ziemiami Odzyskanymi, przesiedlono na teren Niemiec, który był wówczas okupowany przez wojska sowieckie, brytyjskie i amerykańskie.
W tym samym czasie na mocy umów z Ukraińską i Białoruską Republikami Sowieckimi wysiedlono z Polski ok. 500 tysięcy obywateli polskich, głównie Ukraińców, co nazywane było repatriacją, podobnie jak to było określone w stosunku do Polaków mieszkających ongi na terenach Drugiej Rzeczypospolitej przyłączonych do Związku Sowieckiego. Ta repatriacja objęła według obliczeń historyków ok. 300 tysięcy osób narodowości polskiej.
Repatriacja to termin, który oznacza „powrót do ojczystego kraju osób, które wskutek różnych okoliczności, takich, jak wojna, rewolucja, prześladowania, znalazły się czasowo poza granicami kraju”. Jest rzeczą zrozumiałą, że termin repatriacja użyty został bezzasadnie w odniesieniu do masowych wymienionych wyżej przesiedleń stałych mieszkańców obszarów, które wskutek zmian granic państwowych zmieniły przynależność do innej jednostki administracyjno-państwowej.
W roku 1947 miało miejsce jeszcze jedno wysiedlenie Ukraińców w czasie tzw. Akcji „Wisła”. Ludność o poczuciu narodowościowym ukraińskim, mieszkająca od wieków na terenie głównie ówczesnego województwa Rzeszowskiego, Lubelskiego i wschodnich krańców Krakowskiego, a która nie chciała się „repatriować” na teren Związku Sowieckiego, została w ramach tej Akcji wysiedlona na Ziemie Zachodnie i Północne, zwane wówczas Ziemiami Odzyskanymi. Była to operacja wysiedlenia ludności ukraińskiej, która jeszcze pozostała w granicach PRL na podstawie decyzji Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej, która była wówczas jedyną w Polsce jednostką decydującą politycznie. Była to akcja wybitnie dyskryminująca obywateli polskich narodowości ukraińskiej. Uzasadnienie tej akcji potrzebą likwidacji podziemia ukraińskiego było tylko przykrywką polityki zmierzającej do „oczyszczenia” tych ziem z ludności niepolskiej. Siły UPA były wówczas niewielkie na tych terenach, liczyły nieco ponad 1000 uzbrojonych partyzantów przeciwko którym wysłano wówczas około 20 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego.
Akcja wysiedleńcza objęła wtedy ok. 150 tysięcy obywateli polskich, uznanych za Ukraińców a często kryteria były konfesyjne, więc wysiedlano wiernych należących do obrządku greckokatolickiego i prawosławnego. Przesiedleni Ukraińcy znaleźli się głównie na terenie ówczesnych województw Olsztyńskiego, Gdańskiego, Koszalińskiego, Szczecińskiego, Zielonogórskiego, Wrocławskiego, Opolskiego, a więc tam, gdzie były jeszcze miejsca pozostawione przez wysiedlonych do Niemiec osób narodowości niemieckiej.
Około 4 tysiące podejrzanych o współpracę z podziemiem osadzono w obozie Jaworzno. A wysiedleni byli objęci m.in. zakazem powrotu w rodzinne strony, ich zaś mienie na podstawie Rady Ministrów PRL z roku 1949 przejął skarb państwa. Dotyczyło to mienia pozostawionego przez osoby prywatne jak również przez Cerkiew Greckokatolicką i organizacje kulturalne ukraińskie.
Akcję tę jako niesprawiedliwą, dyskryminacyjną i nawet zbrodniczą potępił Senat RP pierwszej kadencji, czego nie może dokonać Sejm RP kolejnych kadencji wybrany również demokratycznie do dnia dzisiejszego.
Wymienione fakty dyskryminacyjne nie mogły wpływać pozytywnie na kształtowanie się normalnych stosunków polsko-ukraińskich, chociaż różne organizacje społeczne, a często po prostu pojedynczy ludzie nauki i kultury próbowali wyjaśniać pewne sprawy sprzyjające myśleniu pojednawczemu między przedstawicielami obu narodów sąsiedzkich, skazanych na bliskie sąsiedztwo i często na mieszkanie obok siebie.
Tuż po pierwszej wojnie światowej i dwóch okupacjach, jakich doświadczyły Polska i Ukraina, kiedy państwo polskie umieszczone zostało w nowych granicach między Bugiem i Odrą i weszło w krąg dominacji ideowo-politycznej Związku Radzieckiego, a Ukraina nadal pozostała w granicach tegoż Związku Radzieckiego, poszerzona o teren Galicji Wschodniej i Wołyń, bolesne problemy wspólnej przeszłości Polaków i Ukraińców, problemy mniejszości narodowych po obu stronach nowej granicy państwowej nie były przedmiotem rzetelnej publicznej debaty, ani też rozmów na szczeblu rządowym obu państw komunistycznych. Zaczęła obowiązywać z góry określona przyjaźń, jak i wtedy oficjalnie mówiło, „bratnich partii i bratnich narodów”. Rzadko mówiło się wtedy o narodzie ukraińskim, mówiło się o narodzie radzieckim, co ludzie na ogół rozumieli, że się mówi o narodzie rosyjskim, tym bardziej, że język rosyjski został z góry narzucony jako obowiązkowy w szkołach polskich podstawowych od klasy V i w szkołach średnich. Niezbyt dobrze było wtedy widziane mówieni o narodzie ukraińskim, który według ideologów światowego komunizmu miał się rozpłynąć w jedynym narodzie radzieckim. Władza radziecka zabierała Ukraińcom nawet wyróżniającą ich nazwę.
Pomysł owej bratniej przyjaźni polsko-radzieckiej był narzucony przez Moskwę, był to pomysł „pobożnych życzeń” władzy sowieckiej, miał on charakter zakamuflowanej rusyfikacji kulturowej i sowietyzacji ideowej. Lecz pomysł ten oderwany był od wszelkich realiów społecznych i kontekstów historycznych. W Polsce lansowana była z góry narzucona organizacja masowa, która nosiła nazwę „Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”.
Do roku 1956 czyli do „polskiego października” oficjalna wersja w Kraju była taka, że w PRL-u nie ma żadnych mniejszości narodowych.
Dopiero w roku 1956 dozwolono na utworzenie Towarzystw Społeczno-Kulturalnych – Ukraińskiego, Białoruskiego, Litewskiego, Czesko-Słowackiego i cenzura pozwoliła na wydawanie czasopism w tychże językach mniejszości narodowych, a więc ukraińskiego „Naszego Słowa”, białoruskiej „Niwy” i in.
Ale dopiero po dojściu do władzy polskiej opozycji w roku 1989 zapoczątkowana została polityka otwarcia, współpracy bezpośredniej i pojednania ze wszystkimi sąsiadami. I wtedy stosunki polsko-ukraińskie nabrały nowego kształtu i nowej jakości. Zaczęły się rozmowy pomiędzy przedstawicielami sąsiednich narodów, a w tych rozmowach zaczęto wymieniać już swobodnie wszystkie krzywdy z przeszłości, dawniejszej i zupełnie niedawnej i w związku z tym po obu stronach pojawiać się zaczęły postawy skrajne, wrogie, oparte zwykle na istniejących przez wiele lat stereotypach. Wyrażane były często „lęki i uprzedzenia ukrywane w podświadomości społecznej przez dziesięciolecia”.
Pierwsze próby takich bezpośrednich rozmów polsko-ukraińskich miały miejsce w Polsce w roku 1990 jeszcze przed uzyskaniem przez Ukrainę niepodległości państwowej. A obecnie po kilkunastu latach całkowitej niepodległości obu krajów i kultur Polska i Ukraina pokonały ogromną drogę do wzajemnego zbliżenia się i pojednania.
Stosunki polityczne między Polską i Ukrainą na szczeblu międzypaństwowym są dobre od samego początku i trwają mimo to, że zmieniają się opcje polityczne koalicji sprawujących władcę tak w Polsce, jak i w Ukrainie. Bardzo często spotykają się ze, sobą prezydenci obu państw, prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma, którzy w październiku 2001 roku pojawili się w Lublinie na pierwszej inauguracji roku akademickiego Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów.
W roku 2007 minie 60 lat od przeprowadzenia tzw. Akcji Wisła, w wyniku której deportowano bezwzględnie i przymusowo ok. 150 tysięcy Ukraińców z terenu Łemkowszczyzny, Bieszczadów, Nadsania, Chełmszczyzny i południo¬wego Podlasia na Ziemie Północne i Zachodnie zwane wówczas odzyskanymi.
Fakt ten do dnia dzisiejszego jest różnie interpretowany i oceniany przez różnych ludzi, polityków a nawet historyków. Była to operacja deportacyjna, dotykała ona wszystkich mieszkańców południowo-wschodniego obszaru powojennego państwa polskiego, którzy byli Ukraińcami lub których za Ukraińców uznano, a głównym kryterium deportacji była przynależność do Kościoła Greckokatolickiego lub Prawosławnego ludności na terenie Polski południowo-wschodniej aż do granicy ówczesnego województwa Lubelskiego z Białostockim.
Prawosławni na terenie woj. Białostockiego uznani zostali za Białorusinów i akcja Wisła ich już nie dotyczyła.
Oficjalna decyzja ówczesnego rządu polskiego i Biura Politycznego Komitetu Centralnego rządzącej wówczas Polskiej Partii Robotniczej o tej deportacji była uzasadniana tym, że to jest niezbędne dla ułatwienia walki z ówczesnym podziemiem ukraińskim czyli z Ukraińską Powstańczą Armią. A decyzja została podjęta bezpośrednio po tym, jak zginął w Bieszczadach ówczesny Minister Obrony Narodowej PRL-u gen. Karol Świerczewski rzekomo z rąk bojowników UPA.
Ale sprawa śmierci Generała Świerczewskiego jest różnie interpretowana i historycy coraz więcej skłaniają się do koncepcji, że śmierć Generała została zaaranżowana przez ówczesne władze sowieckie, żeby się pozbyć niewygodnego dla nich człowieka. A przy okazji odium nienawiści obrócono na UPA i na niewinnych ukraińskich mieszkańców PRL-u.
Według oficjalnej wersji, w którą do dziś jeszcze wielu wierzy, Akcja Wysiedleńcza dokonana pod kryptonimem „Wisła” miała na celu ułatwienie walki z oddziałami Ukraińskiej Powstańczej Armii, których wówczas pod bronią było niewiele ponad 1000 osób. W akcji wysiedleńczej natomiast uczestniczyło łącznie około 20.000 żołnierzy Wojska Polskiego, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Wojsk Ochrony Pogranicza i Milicji Obywatelskiej. Wysiedlano wszystkich Ukraińców bez względu na stopień lojalności wobec państwa polskiego. Zastosowano tak zwaną i praktykowaną w państwach totalitarnych zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Sama akcja miała posmak wybitnie nacjonalistyczny, czyszczono bowiem teren od ludności niepolskiej i zacierano przy tym wszelkie ślady ukraińskie na tym terenie, niszczono nawet zabytki sakralne.
Prawie 4 tysiące Ukraińców uwięziono w obozie koncentracyjnym w Jaworznie na Śląsku, z których wielu zmarło. Sądy wojskowe skazywały setki osób na karę śmierci lub więzienie. A wystarczyło być tylko świadomym inteligentem ukraińskim lub podejrzanym o działalność kulturalną czy oświatową na tym terenie.
Przesiedleni wówczas na Ziemie Odzyskane Ukraińcy objęci byli zakazem powrotu w rodzinne strony, a dekret Rady Ministrów z roku 1949 zadecydował o tym, że skarb Państwa przejął w swoje posiadanie pozostawione mienie nieruchome osób wysiedlonych, majątek Cerkwi Greckokatolickiej oraz organizacji ukraińskich.
Przy okazji kolejnych jubileuszy tego wydarzenia toczą się dyskusje społeczeństwa, obywateli Trzeciej Rzeczypospolitej obu narodowości, w tym również polityków i historyków na różnych zebraniach i sesjach naukowych i popularnonaukowych.
Przeprowadzona w r. 1947 Akcja „Wisła” miała za zadanie deportację wszystkich Ukraińców z terenu ich rdzennych osiedleń w granicach Trzeciej Rzeczypospolitej na Ziemie Odzyskane. Fakt ten spotyka się do dnia dzisiejszego z różnymi ocenami, wnioskami i uzasadnieniami.
Była to Akcja oficjalnie przez Rząd i rządzącą wówczas Polską Partię Robotniczą zatwierdzona. Nie można jej porównywać z tym, co działo się na Wołyniu, Podolu czy gdzie indziej podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej, bo w okresie okupacyjnego bezprawia miały miejsce wzajemne wyniszczanie się przez różne grupy narodowościowo-polityczne. Pod rządami okupantów podsycane były wzajemne niesnaski czy wręcz nawet walki, często krwawe, co okupantom było na rękę, bo dosłownie rozumiana była dawna zasada i maksyma „Dziel i rządź”.
Niewinnie skazani na deportację, bolesne przemieszczenia z ziemi od wieków zamieszkałej przez dziadów i pradziadów, czekają na przeprosiny, na uznanie tego faktu za akt przemocy i błędu politycznego.
Przez kilka dziesięcioleci zagadnienie Akcji „Wisła” było tematem tabu. Nie można było o tym mówić krytycznie. Można było tylko trzymać się oficjalnej wersji partyjno-rządowej i całą winę za tę akcję zwalać na poszkodowanych Ukraińców i Ukraińską Powstańczą Armię. Utwierdzeniu takiego rozumienia Akcji „Wisła” służyły środki masowego przekazu, a nawet dzieła sztuki rzekomo pięknej typu „Łuny w Bieszczadach” Jana Gerhardta czy filmy typu „Ogniomistrz Kaleń”.
Te informacje i sugestie stereotypowe o okrucieństwie ukraińskich partyzantów i o niewinności i konieczności działania deportacyjnego rządu komunistycznego, będącego w ścisłej łączności ideowo-politycznej ze Związkiem Sowieckim, podsycały niechęć a nawet nienawiść do Ukraińców w ogóle nie tylko w Polsce, ale w całym bloku prosowieckim państw tzw. demokracji ludowych. Ukraińcy oficjalnie bronić się nie mogli, bo zamykały im usta zakazy cenzury totalitarnej.
Ale teraz po odzyskaniu niepodległości politycznej przez Ukrainę i po całkowitym uniezależnieniu się od dominacji sowieckiej przez Państwo Polskie może mieć miejsce i toczyć się niezależna już dyskusja, która miałaby obiektywnie ocenić ten fakt sprzed kilkudziesięciu laty.
Na potępienie Akcji „Wisła” zdobył się Senat Rzeczypospolitej Polskiej pierwszej kadencji, który uznał tę Akcję za niesłuszną, niepotrzebną, opartą na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej. Senat ten wówczas w absolutnej większości składał się z członków demokratycznie nastrojonych i nie związanych z poprzednimi opcjami politycznymi, które rządziły w PRL-u.
Nie zdobył się na taki akt potępiania Sejm, który był wtedy, jak wiadomo, kontraktowy. I do dziś dnia taki akt potępienia Akcji „Wisła” i przeproszenia ludzi, którzy w jej wyniku ogromnie ucierpieli, jest ciągle przez pewne grupy posłów w Sejmie kolejnych Kadencji (z lewa i z prawa) blokowany i niemożliwy do przeprowadzenia.
Odbywały się dyskusje historyków polskich i ukraińskich, którzy również w ocenach i detalach się różnią. Nawet w takiej sprawie, jak ta, czy Akcja „Wisła” była w ogóle potrzebna, kłady działalność UPA na pewnej tylko części terenów już wygasała, czy było potrzebne wysyłanie tak ogromnej ilości żołnierzy przeciwko często pokojowo nastrojonej ludności miejscowej. Pytanie jest proste, ale odpowiedzi są różne.
A przy okazji obchodów 55-lecia tej Akcji na ten temat swój pogląd wyraził Prezydent Rzeczypospolitej Aleksander Kwaśniewski przesyłając list na konferencję zorganizowaną w Krasiczynie pod Przemyślem przez Instytut Pamięci Narodowej pod hasłem „Polacy–Ukraińcy 1939–1947, której ważnym tematem była Akcja Wisła.
W liście tym Aleksander Kwaśniewski starał się zachęcić uczestników, głównie historyków, do „nowego spojrzenia na naszą historię”, bo „życie w wolnym i demokratycznym kraju pozwoliło nam poruszać tematy tabu, odkrywać mało znane, często tragiczne karty naszych dziejów”.
„Stosunki polsko-ukraińskie – stwierdził Prezydent – mają długą, czasem burzliwą historię. Wraz z nadejściem XX wieku rodzące się nacjonalizmy zaczęły niszczyć symbiozę współżycia wielu narodów. Ogromnym cieniem na stosunki polsko-ukraińskie położyła się druga wojna światowa.
Ścierające się w Europie totalitaryzmy pchnęły oba narody przeciw sobie, a tragiczne wydarzenia czasu wojny wlały w ich serca wrogość i nieufność. W latach powojennych komunistyczne władze umiejętnie podsycały wzajemne niechęci, umacniając w powszechnym odbiorze społecznym negatywny wizerunek Ukraińca.
W odniesieniu do wydarzenia sprzed 55 laty, Prezydent Kwaśniewski stwierdzał, że akcja „Wisła” stała się wręcz symbolem wszystkich niegodziwości wyrządzonych przez ówczesne władze komunistyczne ludności ukraińskiej w Polsce. Choć mowa o wydarzeniach sprzed pół wieku, nadal istnieje wiele kontrowersji wokół przyczyn, przebiegu oraz skutków akcji „Wisła”. Nie milkną spory historyków. Warto jednak odnotować, ze linie podziału nie zawsze przebiegają według narodowości czy przynależności państwowej”.
Autor listu odnosi się do „ogólnoludzkiego moralnego wymiaru tej sprawy: „Przez lata utarło się przekonanie, że akcja „Wisła” była bezpośrednią konsekwencją ukraińskich zbrodni na Wołyniu. Przelana tam polska krew miała dawać władzy ludowej moralne uzasadnienie dla jej poczynań wobec polskich Ukraińców. Jednak takie rozumowanie jest nie tylko błędne, jest wręcz etycznie niedopuszczalne. Uderzenie w całą społeczność ukraińską żyjącą w Polsce było zastosowaniem zasady odpowiedzialności zbiorowej, na którą nie powinno i nie może byś zgody. My Polacy powinniśmy szczególnie pamiętać tragiczne skutki i ogrom nieszczęść jakie stosowanie tej zasady sprowadza na wszystkich, którzy jej doświadczyli”.
„Akcja „Wiała” i całe bezduszne postępowanie władz wobec ludności ukraińskiej powinny zostać jednoznacznie potępione. W imieniu Rzeczypospolitej chciałbym wyrazić ubolewanie wszystkim tym, którzy ucierpieli w wyniku haniebnych działań” – stwierdza pod koniec swojego listu Prezydent Trzeciej Rzeczypospolitej.
***
W przededniu odzyskania niepodległości politycznej przez Ukrainę, ważną rolę w retoryce ukierunkowanej na odrodzenie narodowe było nawoływanie do jedności narodu ukraińskiego. Możliwość spotkania się oficjalnego intelektualistów ze Wschodu i Zachodu nadarzyła się po długim okresie całkowitej niemożności na zorganizowanym w sierpniu 1990 roku w Kijowie pierwszym Kongresie Międzynarodowej Asocjacji Ukrainistów.
Kongres ten odbywał się tuż po aksamitnej rewolucji w Czechach i po zburzeniu muru berlińskiego, w atmosferze euforii z powodu odzyskiwanej wolności słowa. Na tym Kongresie znaleźli się w Kijowie badacze spraw ukraińskich, głównie humaniści, miejscowi i przyjezdni również z emigracji i nie tylko Ukraińcy. Oni to swoją obecnością i bezpośrednią, nieskrępowaną dyskusją potwierdzali fakt głębokich przemian na Ukrainie i zaświadczali ważność i wagę swych badań w zakresie szeroko rozumianej ukrainistyki.
Znany pisarz starszego pokolenia Ołeś Honczar w swym słowie wstępnym na otwarciu Kongresu odwołał się do najbardziej symbolicznego wydarzenia wówczas – zburzenia muru berlińskiego i porównał odbywający się Kongres do tego faktu jako przełomowego dla Ukrainy. Honczar nawoływał wówczas do przezwyciężenia niezgody narodowej i wyrażał wiarę w to, że Ukraina odnajdzie swoje miejsce w domu europejskim mimo niechęci i niezrozumienia, na jakie napotyka na Zachodzie. Przypomniał on wtedy o przyjętej przez parlament Ukrainy deklaracji o suwerenności:
„Ale nie tylko nieszczęściem wita Was Ukraina. Wychodzi Wam ona na przeciw na spotkanie z proklamacją suwerenności państwowej i przyjęciem karty niezależności ukraińskiej”. A była to wtedy niezależność czy uznanie niezależności w ramach jeszcze istniejącego, chociaż już rozpadającego się imperium sowieckiego.
Z drugiej zaś strony profesor amerykański pochodzenia ukraińskiego wybitny językoznawca, slawista i krytyk literacki Jurij Szewelow podjął otwarcie kwestię niepełności i niekonsekwencji przeprowadzanych zmian, ostrzegał przed niebezpieczeństwem przekształcenia proponowanego kanonu na zasadzie odwrócenia poprzedniego socjalistycznego, apelował o pozbycie się zbędnej retoryki i podjęcie wysiłku intelektualnego w imię prawdy.
Autor: prof. dr hab. Michał Łesiów
Autor: prof. dr hab. Michał Łesiów
Po ogłoszeniu niepodległości Ukrainy można było zauważyć postawę ogólną, która polegała na usiłowaniu łączenia antykomunistycznego „nacjonalizmu” z postkomunizmem. Poza sferą zabiegów konstruowania nowej tożsamości ukraińskiej znaleźli się ci, których posądzano o zdradę narodową. Upowszechniło się nawet wtedy określenie takich ludzi słowem mankurt, który to wyraz został wzięty z powieści pisarza kazachskiego piszącego po rosyjsku Czingisa Ajtmatowa, opublikowanej jeszcze w roku 1980. W tej powieści pojawił się opis wziętych do niewoli przez Mongołów kazachskich chłopców, którym naciągano na głowy obręcze z surowej skóry, która stopniowo wysychała, ściskając niczym obręczą czaszkę i powodując utratę pamięci. A więc Mankurt to literacka postać, która w takiej sytuacji znacznego postępu rusyfikacji w latach 1970-ych, odczytywana była jednoznacznie przez patriotów republik radzieckich.
Mankurtami nazywali ukraińscy pisarze pod koniec lat 1980. tych Ukraińców, którzy „pod wpływem presji lub dla wygody wyrzekli się ojczystego języka i kultury, a wraz z tym pamięci historycznej własnego narodu”. Chodziło tu głównie o zrusyfikowaną ówczesną biurokrację. Byli oni traktowani jako swoistego typu wewnętrzni wrogowie ukraińskości i jej odradzania się.
W działaniach na rzecz odradzania się tożsamości ukraińskiej ogromną wagę przywiązywano do restauracji pamięci narodowej. Zabiegano o zlikwidowanie tzw. białych plam, próbowano działać na rzecz powrotu do źródeł, za które uważano przede wszystkim to, co było tworzone na Ukrainie po pierwszej wojnie światowej w latach 20. XX w., kiedy to powstawała nowa literatura ukraińska, na wiele lat zakazywana później przez cenzurę sowiecką i prawie niedostępna dla czytelnika ukraińskiego co najmniej dwóch pokoleń, Teraz szło o to, żeby pisarzy tego okresu zrehabilitować, a ich twórczość wydać, udostępnić czytelnikom ukraińskim. Było to odwołanie się do swoistych źródeł nowoczesności narodu ukraińskiego, do utworów okresu modernizmu i pierwszych lat powojennych, źródeł które powstały w czasie najbardziej intensywnego kształtowania się nowoczesnej tożsamości i świadomości ukraińskiej.
W okresie przełomowym tuż przed ogłoszeniem suwerenności Ukrainy centralne miejsce w dyskusjach o działalności na rzecz ukraińskiego odrodzenia narodowego zajmowała kwestia języka ukraińskiego. Język uważano za podstawę tożsamości narodowej, toteż działacze ukraińscy, a przede wszystkim pisarze rozpoczęli wtedy szeroko zakrojoną kampanię ukierunkowaną na przywrócenie językowi ukraińskiemu należnego statusu w państwie.
A sytuacja nie była dla języka ukraińskiego w Ukrainie przychylna. Toteż postulowano zwiększenie liczby szkół i przedszkoli ukraińskojęzycznych, wprowadzenie języka ukraińskiego jako przedmiotu obowiązkowego we wszystkich szkołach na terenie Ukrainy, zniesienie obowiązującej dotychczas zasady, że „uczeń za zgodą rodziców mógł zrezygnować z przedmiotu „język ukraiński”. Dyskutowano też sprawę upośledzenia języka ukraińskiego na rynku wydawniczym, gdzie w wyniku polityki władz sowieckich ukierunkowanej na wielopoziomowe działania rusyfikacyjne dominowały publikacje rosyjskojęzyczne na terenie Ukrainy.
Powstało wtedy Stowarzyszenie Języka Ukraińskiego im. Tarasa Szewczenki, które wysunęło m.in. postulat nadania językowi ukraińskiemu statusu języka urzędowego w republice ukraińskiej, co nieco później zostało wprowadzone w jednym z punktów nowej Konstytucji Ukrainy już po uzyskaniu przez Ukrainę suwerenności państwowej.
A rusyfikacja językowa na Ukrainie Sowieckiej osiągała szczytowe rozmiary, o czym jeszcze w roku 1987 mówił Dmytro Pawłyczko na Plenum Zarządu Związku Pisarzy Ukraińskich, że dominacja języka rosyjskiego na Ukrainie „dokonuje się już nie »rękami Moskwy«, a rękami – jak stwierdzał wówczas – naszego aparatu administracyjnego republiki wszystkich szczebli, wszystkich służb i profesji, wśród których większość stanowią Ukraińcy, ale wychowani […] w obojętności do języka ojczystego, na półanalfabetycznym surżyku i na lęku, że miłość do języka matczynego może zostać odebrana – a tak u nas bywało! – jako oznaka nacjonalizmu”. To wystąpienie poety Dmytra Pawłyczki, późniejszego ambasadora Ukrainy w Rzeczypospolitej Polskiej, było publikowane i w dużej mierze spowodowało fakt, że Pawłyczko stał się przywódcą ruchu w obronie języka ukraińskiego przed totalną rusyfikacją.
Tacy prominentni pisarze, jak Ołeś Honczar czy Jurij Muszketyk już w ramach Stowarzyszenia Języka Ukraińskiego i jeszcze przed upadkiem Imperium Sowieckiego przedstawiali zły stan kultury ukraińskiej i języka jako rezultat krzywdy dokonanej przez wrogi spisek antyukraiński, prześladowania stalinowskie i w ogóle zły los, który Ukrainę spotkał. Przy wyraźnym podkreślaniu martyrologii kultury ukraińskiej zabrakło w tych wypowiedziach, jak stwierdza autor monografii na ten temat Ola Hnatiuk, uświadomienia sobie, że „w dziele rusyfikacji, w prześladowaniach i niszczeniu pamięci narodowej aktywnie uczestniczyli również sami Ukraińcy”.
Za winnych stanu, w jakim znalazła się kultura ukraińska, uważano „biurokrację związaną z ekipą breżniewowską”. Pisarz ukraiński Jurij Muszketyk pisał, że „wrogowie dopuszczali się czynów barbarzyńskich”, a los nie był dla Ukrainy łaskawy. Swoje myśli formułował on wielce emfatycznie „nie mamy mogił naszych przodków, mężów stanu, żołnierzy, mogiły naszych przodków podeptali wrogowie”.
Podkreślano wówczas również „znaczenie wierności własnemu językowi jako wierność sobie, bez której osobowość człowieka nie może się harmonijnie rozwijać”.
Inny pisarz ukraiński młodszego pokolenia Pawło Mowczan pisał wielokrotnie „o szczególnej roli języka dla zachowania świadomości narodowej” i idąc w ślad za filozofią Herdera uznał, że „każdy język jest swego rodzaju zbiorowym światopoglądem, a język ukraiński jest przykładem naturalnego języka demokratyzmu, odzwierciedlający demokratyczny światopogląd narodu ukraińskiego i jego tradycje”. Poeta wręcz konstatuje, że „wyrzeczenie się języka ojczystego na rzecz języka panującego to zgoda na unifikację, co jest tożsame ze zniewoleniem, uleganiem kulturze niewolniczej”.
Walka o właściwy status języka ukraińskiego w Ukrainie była ważnym elementem w walce o rodzimą kulturę i powstanie nowoczesnego stanu tożsamości narodowej Ukraińców, którzy w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności czyli upadku Imperium uzyskali po długich latach całkowitą niezawisłość państwową i kulturalną.
Najnowsze komentarze