Siedział na murku
i niebo malował,
niebieskie, z chmurkami
i dzięki temu była w krynicy piękna pogoda,
chociaż jemu na pogodzie wcale nie zależało.
Malował niebo nie dla pogody,
tylko dla Boga,
żeby nie był, jak on, Nikifor, bezdomny,
malował niebieskie,
gdy chciał żeby się Bogu podobało,
czerwone, gdy było chłodno na dworze
i chciał Bogu w piecu napalić,
granatowe, gdy Bóg był zmęczony
i marzył już o wieczorze
Chmurki podłużne, białe, różowe
i w innych kolorach,
malował dla aniołów,
w rzeczywistości wcale nie były chmurami,
lecz zwyczajnymi ławkami,
przecież anioły muszą mieć w niebie gdzie siedzieć.
Malował też niebo z dymu,
który stawał się brudnymi chmurami,
gdy Bóg w obłoconych butach chodził,
a aniołowie po nim sprzątali.
Nieraz mi to przypominał,
gdy przy malowaniu nieba wypowiadał słowo Wełykdeń,
co oznaczało, że czas na porządki.
On jednak wiedział najlepiej,
że Bóg go potrzebuje w Krynicy
jako swego malarza nieba.
Bo od czasu, gdy Go wygnano z łemkowskich cerkwi
był bezdomny,
dlatego potrzebny był Mu
Nikifor,
malarz nieba.
Najnowsze komentarze