Zaznacz stronę

Autor: prof. dr hab. Michał Łesiów

Wchodzimy w jesienny cykl świąt kościelnych i cerkiewnych. Jesień to szczególna pora roku. Kończy się ciepłe, a nawet gorące lato. Rolnicy starają się zebrać do końca to, co urodziła ziemia w ogrodach, sadach, na polach i w lesie. Zaczyna być coraz chłodniej, coraz więcej mgieł. Jesień kojarzy się nam z pewnego rodzaju zadumą, a nawet smutkiem: pola pustoszeją, drzewa pozbywają się swych zielonych liści, które zmieniają kolor i opadają. Ale na wsi był to ongiś sezon mający w swej treści również radość i nadzieję.
Zbierano obfite plony, kończyły się cięższe prace polowe, było więcej czasu wolnego i można było sprawiać wesela, w tym okresie sprawiano więcej wesel, niż kiedy indziej.
Jak stwierdzają etnografowie, na wsi ukraińskiej był to sezon weselny, a wesele to okazja, żeby się rozweselić i odetchnąć od pracy, pośpiewać i spotykać się z całą prawie społecznością wiejską.
Jesień nastrajała filozoficznie i nostalgicznie również pisarzy. A oto jak opisywał czas jesieni znany klasyk literatury ukraińskiej, Mychajło Kociubyński na początku XX wieku: (Tekst podaję w moim wolnym tłumaczeniu z ukraiń¬skiego):
„Padają deszcze. Chłodne jesienne mgły kłębią się nad nami i opadają na ziemię mokre kosy. Szarą codzienność otacza nuda, beznadziejność i z cicha smutek kwili. Płaczą ogołocone drzewa, popłakują słomiane strzechy, łzami się oblewa zubożała rola, nie wiedząc, kiedy znów się uśmiechnie. Po szarym dniu następuje ciemna noc. Gdzie niebo? Gdzie jest słońce? Miriady drobnych kropel, jak stracone nadzieje, spadają z wysoka na ziemię mieszając się z nią tworząc brudne strumienie. Zaciera się przestrzeń, o radość trudno”.
Sporo wierszy poświęcili jesieni poeci. Ta pora roku poprzez swoją wyjątkową nastrojowość daje poetom możliwości wypowiedzi głęboko prawdzi¬wie smutnych. Np. Dmytro Falkiwski, ukraiński poeta z Polesia, który w roku 1934, gdy miał tylko 36 lat, został rozstrzelany przez szalejący terror stalinowski za jego rzekomą działalność antyradziecką, pisał w swym wierszu, który podaję w tłumaczeniu z ukraińskiego:
„Odszumiało lato… Odśpiewało żyto…
Tylko wiatr po ścierni iskry wykrzesuje
I jak cień niedobry jesień suchotnicza
Na pola kopytem twardym następuje.
Ach ta jesień, jesień… Ta przeklęta jesień!
Białą pajęczyną zaplątuje pola…
A pożółkłe liście gonią gdzieś do przodu
I bezsilnie kładą się na smutne ścieżki.
Również nazwy jesiennych miesięcy odzwierciedlają w pewien sposób rzeczywistość w tym okresie zaobserwowaną przez ludzi ściśle z przyrodą obcujących: wrzesień, październik, listopad – ukraińskie: wéresen, żówten, łystopád.
Wrzesień – pierwszy miesiąc jesienny nazwę swą bierze od rośliny wrzosu, który kwitnie w tym miesiącu. A poza tym roślina ta, podobnie, jak lipa, ma duże znaczenie w hodowli pszczół. Jeszcze w roku 1733 niejaki Kulczycki tłumaczył, że nazwa miesiąca września bierze się od wrzosu, bo w tym czasie „przy braku kwiatów brzemiennych miodem pszczoły zbierają miód leśny z rośliny wrzosu, stąd pospolicie nazywa się miód wrzosowy, to jest miód gorszy, ponieważ nie jest tak doskonały, jak miód który zbiera się w lipcu”.
A więc z pszczelarstwem należy łączyć nazwę miesiąca września, tak jak i lipca, bo obie nomenklatury powstały, jak pisał Jan Karłowicz, „na gruncie zajęć bartniczych”.
Rzeczą interesującą jest przy tym fakt, że nazwy tych dwu miesięcy są w języku ukraińskim podobne do nazw polskich: lipiec – łypeń, wrzesień – wereseń, co narzuca etymologom prawdopodobne przypuszczenie, że nazwa ukraińska wereseń została zapożyczona czy skalkowana z nazwy polskiej wrzesień, chociaż nie jest wykluczone, że obie nazwy mogły powstać w każdym języku samorzutnie i niezależnie, bo realia przyrodniczo-gospodarskie były u Polaków i Ukraińców prawie takie same.
Wereseń to obowiązująca obecnie nazwa we współczesnym języku ogólnoukraińskim, chociaż w przeszłości i w gwarach ukraińskich używane były też inne nazwy września, takie jak siweń czyli „miesiąc siewny”, babskie lito od pajęczyny zwanej babim latem czy majik, trawnyk, co znaczy „mały maj” czy „mały traweń”, ponieważ miesiąc maj, zwany po ukraińsku też traweń ma o wiele dłuższe dni, niż wrzesień, ale te nazwy znają już dzisiaj tylko historycy języka i badacze gwar ukraińskich.
Miesiąc październik po ukraińsku nazywany jest wyrazem żowteń, co oznacza „miesiąc żółty, od listowia, w którym ten kolor jakby dominuje”. Według dr Tatiany Hołyńskiej, która nazwom miesięcy ukraińskich poświęciła całą monografię, nazwa żowteń została utworzona w wieku XIX w ten sposób, że „do tematu ukraińskiego przymiotnika żowtyj dodano sufiks -eń, który występuje najczęściej w ukraińskich, a także innych słowiańskich nazwach miesięcy, i w ten sposób powstał nowotwór tak zgodny z duchem języka i tak sugestywny, że wszyscy słownikarze i badacze uwierzyli w jego „starodawność” i „ludowość”.
O wiele starsze w użyciu ukraińskim były inne nazwy października, takie, jak riseń – nazwa zachodnioukraińska gwarowa od risnyj w znaczeniu „obfity, bogaty w owoce (miesiąc)”, co w dużym stopniu pokrywa się z rzeczywistością gospodarczą; hriaznyk oparty na przymiotniku hriaznyj „brudny”, a idzie tu najprawdopodobniej o to, że w skutek jesiennych deszczów pojawia się często błoto; chmureń czy „miesiąc chmurny, pochmurny”; wesilnyk, bo w tym czasie częściej, niż zwykle, wesela się odbywają; zazymnyk, bo robi się coraz zimniej.
W starych zabytkach ukraińskich odnajdujemy również nazwę października jakby zapożyczoną z polskiego, a mianowicie – pazdernyk.
O tej nazwie prof. Łowmiański w roku 1953 w swej monografii „Podstawy gospodarcze formowania się państw słowiańskich” pisał tak:
„Miesiąc październik przenosi nas z pól i lasów do zagrody wieśniaczej, gdzie odbywało się w tym czasie międlenie lnu i od paździerzy nadano nazwę temu okresowi. Uprawę lnu potwierdza też archeologia”. Jest to więc „miesiąc październy” czyli czas międlenia lnu i konopi. A z języka polskiego nazwa ta przeszła do ukraińskiego i białoruskiego.
Chociaż we współczesnym języku ogólnobiałoruskim zadomowiła się inna nazwa października, a mianowicie kastrycznik od wyrazu kostry czyli „ognisk, jakie palone były na polach i pastwiskach głównie przez pastuchów”.
O październiku jest sporo przysłów i porzekadeł ludowych, które zawierają w sobie określenia wynikające z obserwacji pewnych zjawisk przyrody, faktów praktycznych gospodarczo, odpowiednich czynności, a nawet zawarte są niekiedy w tych krótkich utworach folklorystycznych prognozy pogody, np.
„Gdy październik mokro trzyma, zwykle mroźna bywa zima” albo
„Gdy październik ciepło chadza, w lutym mrozy naprowadza”.
Z obserwacji przyrody powstało ludowe stwierdzenie, że
„Żowteń jak ne z doszczem, to zi snihom”, co znaczy:
„Październik jak nie w deszczu, to w śniegu”
albo „Żowteń chodyt’ po kraju ta j wyhaniaje ptachiw z raju”,
które to porzekadło powtarza się w jego wersji polskiej:
„Październik chodzi po kraju, żenie ptastwo z gaju”.
A w nawiązaniu do prac gospodarczych w tym czasie pojawiło się przysłowie: „U żowtni hrije cip, a ne picz” (W październiku grzeją cepy, a nie piec), co oczywiście znaczy nasilenie omłotów, a dawniej młócono cepami, co oczywiście rozgrzewało młócących gospodarzy.
Z ważnych świąt w obrządku wschodniochrześcijańskim, a więc również w tradycji ukraińskiej, był dzień 2. października, kiedy przypadało św. Trofima (Trochyma), na upamiętnienie męczennika z pierwszych wieków chrześcijaństwa, szczególnie czczonego przez prawosławnych i grekokatolików, a to się nawet odbiło w nazwiskach typu Trofimowicz, Trochimiak, Trochimiuk, Trofiniec, Trochimowicz, Trochimowski, które to nazwiska i na naszym lubelskim terenie znaleźć można.
Otóż w dniu św. Trochyma według dawnego zwyczaju oświadczali się sobie dziewczęta i chłopcy, stąd pojawiło się nawet takie porzekadło ukraińskie, które podaję w tłumaczeniu polskim, że „Na Trochima szczęście nie przechodzi mimo, którędy Trochim, to ono (szczęście) za nim”.
Przypadające w dniu 14 października święto wschodniochrześcijańskie zwane „Pokrową czyli Opieką Matki Bożej” wyjątkowo uroczyście obchodzone jest przez Ukraińców.
Święto w takiej postaci nie jest znane u chrześcijan obrządku łacińskiego. Zostało ustanowione gdzieś na początku X wieku w stolicy Bizancjum Konstantynopolu na pamiątkę cudu, jaki się zdarzył podczas oblężenia tego miasta przez Arabów. Wtedy św. Andrzejowi Jurodywemu i jego uczniowi Epifanowi pojawiła się Matka Boska, która w czasie nabożeństwa w miejscowej świątyni weszła w asyście świętych i aniołów, zdjęła swą chustę, (nakrycie to zwane też omoforem) i okryła nim lud modlący się o ocalenie, dając w ten sposób znak, że bierze pod swą opiekę (po ukraińsku pokrow) lud chrześcijański. Wtedy to wojska oblegające Konstantynopol ustąpiły. A stało się to według wiary ludu stolicy Bizancjum za sprawą Opieki Matki Bożej. Było to najpierw święto lokalne Greków, które po upadku Konstantynopola i opanowania go przez Turków zostało zakazane.
Ale przyjęło się ono na Rusi Kijowskiej tuż po przyjęciu przez księcia św. Włodzimierza Wielkiego wiary chrześcijańskiej. Książęta kijowscy, a następnie kozacy ukraińscy, a nawet XX-wieczni partyzanci wybierali sobie Bogurodzicę za swoją Opiekunkę, mając głęboką wiarę i nadzieję na jej opiekę pod osłoną płaszcza Matki Boskiej, „pokrowem” zwanego.
Książę Jarosław Mądry po zwycięstwie nad koczowniczymi Pieczengami wybudował cerkiew pod wezwaniem Matki Bożej i ofiarował cały naród swego Księstwa jej Opiece. Historia podaje szereg przykładów z różnych okresów książęcej Rusi, kiedy panujący protoukraińcy oddawali się pod opiekę (pod pokrow) Matki Bożej. M.in. w historii zapisany został taki fakt, że król Daniel Halicki, którego jubileusz 750-lecie koronacji obchodzono niedawno uroczyście i godnie również w miejscu jego koronacji w Drohiczynie, kiedy wracał ze zwycięskiej wyprawy wojennej pośpieszył do ikony Bogurodzicy w Chełmie i u jej stóp złożył obfite dary.
Również Kozacy czcili szczególnie święto Opieki (Pokrowa) Matki Bożej. Właśnie cerkiew pod tym wezwaniem była centrum religijnym na Siczy Zaporoskiej. W latopisach kozackich są informacje o tym, że Kozacy przed wyprawą wojenną uczestniczyli zwykle w Mołebniu (takim typowo wschodniochrześcijańskim nabożeństwie) do Matki Bożej, a po powrocie z wypraw przychodzili do tej cerkwi ze szczerym podziękowaniem wierząc w Jej opiekę w sytuacjach trudnych.
Także partyzanci ukraińscy z okresu II-ej wojny światowej, w trudnych chwilach okupacji niemieckiej, a następnie bezwzględnego reżymu sowieckiego ogłosili święto Pokrowy Bogurodzicy jako swoje oficjalne święto. Było to więc święto prawie narodowe Ukraińców w różnych okresach jej ponadtysiącletniej historii pisanej.
Nazwa togo święta weszła głęboko w zwyczaje i język ludowy. Nazwa Pokrowa otrzymywała nawet formę pieszczotliwo-zdrobniałą Pokrowońka, np. w zapisanej przez folklorystów modlitwie dziewcząt, które proszą Matkę Bożą o szczęśliwe zamążpójście:
„Swjata Maty Pokrowońko, Święta Matko Pokroweńko,
Nakryj meni hołowońku, Pokryj moją główeńkę,
Chocz hanczirkoju, Niech będzie szmatką,
Chocz i dranoju chustynoju, Czy podartą chusteczką,
Aby ne zostałasia dytynoju, Aby tylko było dobre dziecko,
Aby ne zostalasia diwkoju Żebym nie została panną (starą).
A był to okres kiedy odbywały się często śluby i wesela, o czym też jest mowa w porzekadle ukraińskim (w tłumaczeniu na polski):
„Pokrowa pokrywa trawę – liśćmi, ziemię – śniegiem,
a dziewczęta – wiankiem ślubnym”.
Nawet w „Nowej księdze przysłów polskich” odnajdujemy przysłowie „Święta Pokrowa – dziewka gotowa” a notatką, że to przysłowie zanotowane w roku 1904 odnosi się do „święta prawosławnego Matki Boskiej, kiedy to po wsiach odbywały się liczne wesela”.

Podziel się: